W Europie obraz „Perfekcyjnej Pani Domu” wydaje się być wyjątkowo silnie zakorzeniony właśnie w Polsce. ‘Matka Polka’ rządzi swoim domowym królestwem czystości i porządku — gdzie wszystko ma swoje miejsce, a kurz i chaos są surowo zakazane. To potężny kulturowy wzorzec, który — co może zaskakiwać — odbija się również w sposobie funkcjonowania wielu polskich szkół. A konkretniej: w sposobie, w jaki nauczyciele czują się zobowiązani do działania.

Pod presją systemu, który koncentruje się na wynikach i stawia coraz większe wymagania, wielu nauczycieli w Polsce odnajduje poczucie bezpieczeństwa w pracy w samotności, sprawując niemal niepodzielną władzę nad swoją klasą — jak monarchowie bez koron. Za zamkniętymi drzwiami czują się pewniej i swobodniej. Współpraca staje się rzadka i ogranicza się zazwyczaj do zaufanych koleżanek i kolegów. Nawet jeśli dochodzi do pracy zespołowej, często jest ona rozumiana raczej jako koordynacja indywidualnych działań niż prawdziwie wspólna praca. To nie tylko kwestia strukturalna — to także głęboko zakorzenione dziedzictwo kulturowe, w którym kontrola utożsamiana jest z kompetencją, a perfekcja ze społeczną wartością.

To dążenie do perfekcji nie jest przypadkiem

zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że ponad 82% nauczycieli w Polsce to kobiety (dla porównania: 69% w Danii i 70% we Francji). W kulturze, która wciąż idealizuje kobietę poświęcającą się bez reszty, polskie nauczycielki bardzo często odczuwają milczące — a jednak silnie obecne — oczekiwanie, by być perfekcyjną: w pracy, w domu, w oczach innych. To nieustanne, niemożliwe do spełnienia dążenie staje się ciężarem. Nie uskrzydla — przytłacza. Hamuje innowacyjność, tłumi gotowość do podejmowania ryzyka, a co gorsza — zakorzenia lęk. Strach przed porażką, przed oceną — nawet ze strony innych nauczycieli — prowadzi stopniowo do wycofania i zawodowej izolacji.

Ten sam strach wpływa również na relacje z rodzicami. W systemie, w którym brakuje zaufania, wielu nauczycieli waha się przed nawiązaniem bliższych kontaktów z rodzinami uczniów, obawiając się, że ich już i tak ograniczony autorytet zostanie podważony, a decyzje zakwestionowane. Potencjalnie wartościowa i wspierająca współpraca między szkołą a domem zamienia się w zdystansowaną i ostrożną relację. Tymczasem edukacja nie może rozwijać się w izolacji — potrzebuje zaufania, otwartości i wspólnej odpowiedzialności.

Nie miejmy złudzeń: ta presja, by „robić wszystko idealnie”, nie kończy się na biurku nauczyciela. Przenika także do uczniów, którym sukces zbyt często kojarzy się wyłącznie z nienagannym wynikiem. Błędy nie są postrzegane jako naturalny element procesu uczenia się, lecz jako skazy, które trzeba jak najszybciej usunąć. Zakłócenia, niepewność, twórczy bałagan — wszystko to jest cicho tłumione. W takiej atmosferze klasa przestaje być przestrzenią rozwoju, a staje się sceną, na której nauczyciele muszą stale udowadniać swoją wartość. Nauczanie sprowadza się do jednostronnego przekazu wiedzy — uporządkowanego, efektywnego, niekwestionowanego. Ale nauka nie jest procesem liniowym. To spirala. Wciąż wracamy do tego, co już poznane, by zrozumieć to głębiej, przetworzyć błędy i zbudować coś bardziej trwałego.

Może więc — dla dobra uczniów i nauczycieli — nadszedł czas, by porzucić mit perfekcyjnej pani domu, a co za tym idzie — także perfekcyjnego nauczyciela. Może warto uchylić drzwi klasy i wpuścić do środka współpracę, odwagę i, tak — niedoskonałość. Bo prawdziwa edukacja nigdy nie polegała na perfekcji. Chodzi w niej o dialog, wspólną odpowiedzialność i odwagę, by rozwijać się razem.

Related Posts